Wessani w miłość DE:

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 3


Dzisiaj przyjeżdżają piękni Włosi! – pisnęła Caroline wprost do ucha Eleny, stojąc na lotnisku i czekając na samolot z Florencji.
                - Wystygnij! – nakazała w żartach El. – Może trafi Ci się jakaś kapryśna Włoszka, albo paskudnie brzydki Włoch, japońskiego pochodzenia.
                - Ty zawsze umiesz coś popsuć. – oznajmiła blondynka udając, że się obraża.
                Elena usiadła obok Caroline na ławce i zaczęła pisać sms’a do Mii, z którą bardziej się zakolegowała ostatnimi czasami. Nagle poczuła jak blond wampirzyca uderza ją w ramię.
                - Co znowu? – zapytała wściekła. Popatrzyła na Caroline, która patrzyła na coś lub kogoś. Elena popatrzyła w to miejsce, gdzie ona i zobaczyła, że stoi przed nią jakiś przystojny mężczyzna.
                - Marco. – powiedział łamaną angielszczyzną i wyciągnął do niej rękę. – Matt powiedział mi, że to ty. Jestem Twoim partnerem.
                Gilbert wstała szybko i ścisnęła jego rękę.
                - Elena… Gilbert. To Caroline. – powiedziała przedstawiając blondynkę.
                - Marco. – przedstawił się wampirzycy.
                Marco był cholernie przystojny. Był opalony, bardzo dobrze zbudowany. Miał rozwiane czarne włosy i ciemne oczy.
                - Jadąc tu, nie wiedziałem, że trafię na taką ślicznotkę… - powiedział do Eleny.
                - Ty też jesteś bardzo… przystojny. – odchrząknęła.
                - Spodziewała się marudzącej włoszki. – wtrąciła Caroline, która zaraz poszła po swojego korespondenta.
                - Więc to z tobą spędzę następne dwa miesiące. – powiedział seksowny Marco.
                - I z moim bratem. – on również bierze udział w wymianie. Muszę Ci zdradzić coś jeszcze. Mieszkamy całkiem sami, więc jeśli nie lubisz imprez to będziesz musiał spać w piwnicy, bo tam jest najciszej. – zaśmiała się Elena.
                - Boże… Trafiłem do raju. – oznajmił i wtedy Elena złapała jego rękę i pociągnęła go w stronę brata.
                - To jest Jeremy, a to Marco. – przedstawiła ich sobie, a Jer zawołał jakiegoś innego przystojniaka, który jednak nie był aż tak przystojny jak Marco.
                – To Lorenzo, a to Elena.
                Para podała sobie ręce.
                - A to mój młodszy o dwa lata brat. – wtrącił Marco.
                Wszyscy się zaśmiali.
                - Lepiej, że Jer też jest ode mnie młodszy o dwa lata…
                - No to dobraliśmy się fenomenalnie! – zawołał Marco, a Elena zaśmiała się i nie czekając na przyjaciół zabrała swoich nowych znajomych do samochodu i razem z Jerem pojechali w stronę domu.
                - Właśnie im mówiłam – zaczęła Elena. – że mieszkamy sami. Nasi rodzice zginęli w wypadku.
                - Przykro nam.
                - Już się pozbieraliśmy, ale teraz liczy się to, że macie dzisiaj wypocząć, bo jutro piątek, a piątek w domu Gilbertów oznacza zabawę. Przejadą wasi koledzy, lub nie. W każdym razie Włosi. – oznajmiła Elena i uśmiechnęła się do Marco. Włoch odwzajemnił uśmiech.
                - Dobrze mówicie po angielsku. – zauważył Jeremy.
                - Nasza babcia jest amerykanką. To nasz drugi język.
                - Fartnęło nam się. – podsumował Jer.
                - Reszta też dobrze włada angielskim, ale takim bardziej oficjalnym… My znamy slangi i ogólnie swobodnie się w nim poruszamy.
                - Idealnie – powiedziała Elena i wtedy samochód się zatrzymał. – To nasz dom! – zawołała i podbiegła pod drzwi, by je otworzyć.
                Chłopcy weszli zaraz za nią. Marco dostał dawną sypialnię rodziców, a Lorenzo pokój Jeremiego. Młody Gilbert zobowiązał się do spania na materacu w pokoju Eleny lub na kanapie.
                Po jakiejś godzinie, kiedy Włosi wzięli prysznic zeszli na dół.
                - Herbatki? – zapytała Elena, a chłopcy przytaknęli i usiedli przy stole.
                Jeremy usiadł razem z nimi.
                - Zrobię sałatkę i pogadamy.
                - Eleno, gotujesz?
                - Oczywiście. Podobno nawet nie najgorzej… - uśmiechnęła się.
                - Zaskakujesz mnie. – powiedział Marco, a Jeremy pokręcił głową i przyniósł zdjęcie Eleny, które stały w salonie.
                - To teraz zaskoczy Cię jeszcze bardziej. Opowiem Ci jej biografię. Mogę, El? – Elena kiwnęła głową i zaczęła się chichotać. – Pierwsze zdjęcie przedstawia Elenę cheerleaderkę. Piękna, młoda głupiutka… Następne zdjęcie z Mattem. Byli przyjaciółmi od piaskownicy, ale postanowili, że spróbują na innym gruncie. Byli parą, ale nie wyszło. Wakacje minęły, a do szkoły przyszedł Stefan. – Jer pokazał zdjęcie Eleny, Stefana i Damona. – Zakochali się w sobie. Poznała jego brata Damona. Coś było. Bezczelnie przerwałem ich pocałunek.
                - To akurat prawda. – przerwała Elena wskazując na niego nożem.
                - I masz tu długie, ciemne włosy. – zauważył.
                - Tak. Zmiany nadeszły szybko…  - zaspoilerowała Elena.
                - Elena i Matt mieli wypadek. Damon wyjechał, a Stefan oświadczył się Elenie. Cztery tygodnie temu mieli wziąć ślub. Powiedziała mu, że go nie kocha i zemdlała. Wszystkiemu przyglądam się ja. – pokazał zdjęcie swoje i siostry. – I jej najlepsze przyjaciółki. – pokazał zdjęcie Bonnie, Caroline i Eleny. – Kocham ją, ale to niesprawiedliwe, że na podstawie jej życiorysu można by napisać dobrą książkę. Ma 21 lat. – zakończył, a Marko przetarł czoło i odetchnął głęboko.
                - Boję się zapytać… Masz kogoś?
                - Czekam, aż jakaś muszka wpadnie w moją sieć… - zaśmiała się i podała sałatkę grecką. – Może do tego jakieś winko? Jer przynieś. – zarządziła. – Więc… Jak tam we Florencji?
                - No cóż… Nie tak ciekawie jak tu.
                - Jakieś dziewczyny?
                - Marco miał teraz taką jedną zrzędę. Rozstali się dwa tygodnie temu.
                - A ty Lorenzo?
                - Moja dziewczyna została we Florencji. Ma siedemnaście lat i jest absolutnie świetna. Dla kontrastu innych włoszek, jest blondynką. Farbowaną, ale jest jej uroczo. I nosi soczewki, które dają wrażenie, że ma niebieściutkie oczka.
                - Kochasz ją…
                - Oj tak! Jeszcze rok i wesele, co bracie? – Marco szturchnął Lorenzo w ramię.
                - Dlaczego rok?
                - Bo za rok Martina będzie pełnoletnia.
                - Fajnie. U nas pełnoletność osiąga się w wieku 21 lat. – stwierdziła Elena. – A co chcielibyście robić przez ten miesiąc?
                - Macie jakieś pomysły?
                - Oczywiście Atlanta, Nowy Jork, Waszyngton… Plaża na Karaibach?
                - A co ze szkołą?
                - Pieprzyć szkołę. Dadzą sobie bez nas radę, a przecież przeziębiony człowiek – odkaszlnęła teatralnie. – A właściwie cała czwórka ludzi, nie może zarażać innych, prawda? – Elena zatrzepotała rzęsami, po czym zaśmiała się.
                - Ruda diablica! – zawołał Marco. – Jeszcze bardziej Cię lubię.
                Elena uśmiechając się lekko, poczerwieniała. Założyła kosmyk włosów za ucho i napiła się łyka wina ze swojego ulubionego kieliszka.

                Elena, Jeremy, Marco i Lorenzo zwiedzili wszystko, co zaplanowała Gilbert. Dwa dni spędzili nawet na imprezowaniu na plaży na Karaibach.
                W Elenie coś się zmieniło. Chwilowo zapomniała o nieprzyjemnościach, które zgotował jej srogi los. Nie myślała o szkole, o rodzicach, o braciach Salvatore… Żyła chwilą. Nie zbyt długo, niestety.
                Ostatni weekend Włochów w Mistic Falls.
                - Zaczęliśmy imprezą, więc i nią kończymy! – krzyknęła Elena wskakując na stół w salonie. – W poniedziałek lecimy do was. Mam nadzieję, że dobrze trafiliście na siebie. – powiedziała da wszystkich osób biorących udział w wymianie. – Za przyjaźń! – wzniosła toast kubkiem ciemnego piwa i popatrzyła na Marco, który unosząc swój kubek puścił do niej oczko.
                Muzyka grała dosyć głośno, ale nikomu to nie przeszkadzało. Włosi bawili się świetnie, a to było dla Eleny bardzo ważne. Cóż, na pewno ją lubili bardziej, za to, że była taka wyluzowana i u niej zawsze można było napić się alkoholu.
                Elena prawie cały czas bawiła się z Marco. Tak w sumie, to cały czas… W końcu nie wytrzymała; złapała chłopaka za rękę i zaprowadziła do swojego pokoju, gdzie namiętnie pocałowała. Chłopak w ogóle się nie opierał. Wręcz przeciwnie. Jemu też się to podobała. Położył Elenę na łóżku i zaczął rozbierać. Całował ją po szyi i dekolcie… A ona śmiała się i w końcu czuła, że jest wolna.
                - Wiesz co? – powiedział Marco opadając obok niej. – Myślę, że się w Tobie zakochałem. Te amo, bella. – wyznał.
                Elena zaśmiała się i bez słowa go pocałowała. Za pewne doszłoby do kolejnego zbliżenia, ale Elena poczuła, że coś wbija jej się w plecy.
                Marco wyjął spod niej małe pudełeczko.
                - Co to? – zapytał.
                Elena uśmiechnęła się lekko i odwróciła na chwilę, by otrzeć łzę. Wstała z łóżka i usiadła na podłodze.
                - Właśnie ktoś chce mi przypomnieć, że nie powinnam tego robić. – wyznała tajemniczo, ale widząc zupełny brak zrozumienia w oczach Marco, dodała: - W tym pudełku, dostałam prezent na swoje 21 urodziny. Damon podarował mi w nim naszyjnik, który zgubiłam wcześniej, a który był prezentem od Stefana, więc jakby na to nie patrzeć, przypomina mi o Salvatorach. Tylko nie wiem jak to się tu znalazło, skoro było skowana głęboko w szafie. Magia. – oznajmiła szepcząc, a jej oczy były już przeszklone.
                Marco usiadł obok niej i przytulił ją mocno.
                - We Florencji wszystko będzie nowe. Może odpoczniesz przez ten miesiąc.
                - Może… Wcześniej chciałam Ci powiedzieć, że też bardzo, ale to bardzo Cię lubię. – szepnęła wprost do jego ucha, a potem pocałowała czule. – Nie mów nikomu, że płakałam… Tak dobrze trzymałam się te pięć tygodni.
                - Możesz mi zaufać. – Marco wstał i podał jej rękę. – A teraz zejdziesz na dół i będziesz się bawić. Opij się i tak nic Ci nie grozi. W końcu sama zaciągnęłaś mnie do łóżka.
                Elena zaśmiała się i chwytając jego dłoń, wstała. Zeszli na dół, a Elena podeszła do stołu z napojami. Dostrzegła ja Caroline.
                - Witam moją rudowłosą piękność.
                - Witam, witam. – powiedziała El.
                - Jak tam Twój Włoch? – zapytała unosząc brwi.
                - Świetnie, a mówiąc świetnie mam na myśli, że świetnie całuje...
                Caroline aż pisnęła.
                - Zrobiliście to?
                Elena pokiwała głową, a Caroline zaśmiała się szatańsko i w szale radości wykonały swój mini układ:
                - Rusz tyłeczkiem, cycki w przód! Rozbijemy męski ród! – krzyczały do siebie równocześnie, skacząc przy tym i świetnie się bawiąc.
                - Jest taka radosna… - powiedział Marco, obserwując cała sytuację z drugiego końca pomieszczenia, nie słysząc jednak co mówią.
                - Tak. – wtrącił się Matt. – Powinna zostać aktorką. Cudownie się maskuje… - Matt rzucił na Marco wrogie spojrzenie. – Nie wiesz, co przeżyła…
                - Trochę mi opowiadała.
                - Cokolwiek Ci mówiła, w ani jednej setnej nie oddawało tego, co przeżyła. Ile się nacierpiała. Ile nocy nie przespała płacząc w ciemnym pokoju. Może i jest bardzo młoda, ale na życiu już się poznała. Śmieje się, póki może, bo wie, że i tak będzie płakać. - Marco spuścił wzrok. – Ona jest silna, ale mam nadzieję, że nie za bardzo, bo jeśli czasem sobie nie popłacze to bardzo szybko skończy się to dla niej źle.
                - Jesteś jej prawdziwym przyjacielem. Każdy by chciał takiego mieć.
                - Daj spokój. Po prostu bardzo długo ją znam… - Mattowi przypomniało się jak siedział pod drzwiami jej pokoju i słuchał, czy wszystko w porządku. To były najgorsze czasy. Elena zasypiała. Budziła się z krzykiem. Płakała.
                - Możesz być spokojny. Płakała dzisiaj. Tylko nie mów jej nic, proszę. Obiecałem, że nikomu nie powiem.
                - Dzięki. Nic jej nie powiem. – odpowiedział. – Ale jeśli dowiem się, że płacze przez Ciebie, to będziesz musiał szybko uciekać…
                Marco odszedł.
                Złamałeś jej obietnicę, pomyślał Matt, nie jesteś jej wart!

                Impreza się skończyła. Wszyscy porozchodzili się do domów, a Elena weszła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko płacząc cicho.
                Otworzyła pudełeczko i przez załzawione oczy zobaczyła wisiorek przesiąknięty werbeną. Włożyła go tam z powrotem niedługo przed wypadkiem.
               
                Katherine siedziała w rezydencji Salvatore i się nudziła. Cały czas i nieustanie. Kręcąc się na krześle, popijając whisky, tańcząc. Damon wyjechał już wcześniej, a Stefan gdzieś zniknął po rozstaniu z Eleną. Ciekawe ile jeszcze czasu spędzi tu sama?

                W poniedziałek cała banda z Mistic Falls z Eleną na czele oraz ich włoscy partnerzy wsiedli do samolotu i odlecieli do słonecznej, gorącej Florencji.
                Elena nie przypuszczała, że mimo iż trzyma Marco za rękę i może nawet jest w stanie nazwać go swoim wakacyjnym chłopakiem, tam wszystko się zmieni, a ona znów powróci do świata skąd bardzo trudno jest wrócić.
-----------------------------------------------------
Cześć! ;* tak długo nic i tu nagle"bum" mam nadzieję, że się podobało. Proszę o komentarze i wypowiedzi :)
Pozdrawiam, B


wtorek, 8 października 2013

Rozdział 2

Poniedziałek. Ten tydzień był tygodniem zmian.
                Wczoraj Elena wróciła ze szpitala i pożegnała się z dawnym życiem.
                O godzinie 5:45 zadzwonił budzik, który wyłączyła ochoczo i wyskoczyła z łóżka. Poszła do łazienki, gdzie zrobiła kuszący makijaż, ubrała się w bordową, zwiewną, długą spódnicę. Do tego założyła czarny zbudowany gorset z krótkim rękawkiem i czarne czółenka.
                O godzinie siódmej, pobiegła do fryzjera.
                Stylista ściął jej włosy do długości ramion i przefarbował na… rudo.
                Elena uśmiechnęła się do odbicia w lustrze i założyła czarny kapelusz i okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała naprawdę ponętnie.
                O ósmej miały zacząć się zajęcia, więc Elena podjechała pod szkołę za piętnaście.
                Wysiadła z samochodu i wrzuciła do niego kapelusz.
                Idąc uśmiechała się do wszystkich, a chłopcy patrzyli na nią z otwartymi ustami i szeptali coś do siebie. Podeszła do sekretariatu, by podpisać się w jakiejś księdze.
                - Elena Gilbert? – zapytała pani zza biurka. – Miałaś brać ślub.
                - Ale nie wzięłam i nie zamierzam brać. To głupie w moim wieku. – wytłumaczyła, a pani uśmiechnęła się do niej szczerze.
                - Za miesiąc jest wymiana z liceum we Florencji. Od jutra ruszą zapisy. Byłabyś zainteresowana?
                W oczach Eleny zapłonęły iskierki koloru jej włosów.
                - Oczywiście.
                - Za to, że zmądrzałaś – sekretarka puściła jej oczko. – Pozwolę Ci zapisać się dzisiaj… - szepnęła, a El uśmiechnęła się szeroko i z trudem opanowała, by nie uścisnąć starszej pani.
                - Dziękuję – powiedziała i wyjmując z torebki długopis, wpisała swoje imię i nazwisko pod numerem jeden.
                - Tylko – zastrzegła, gdy ta już wychodziła. – nikomu ani słowa.
                - Ma się rozumieć. – oświadczyła i wyszła z pomieszczenia. Za drzwiami czekało na nią grono chłopaków. – Czkacie na kogoś? – zapytała bez ogródek, ale nikt nie odpowiedział, więc Elena odrzuciła włosy do tyłu i ruszyła w kierunku klasy, gdzie miała mieć lekcję historii z całkiem nowym nauczycielem.
                Podczas wypadku, Elena przestała oddychać na jakiś czas. Uratował ją Damon, ale Alaric, który był z nią połączony, był słabszy i tego nie przeżył. Na jego miejsce znaleźli nowego nauczyciela.      Po dzwonku do Sali wszedł jakiś przystojniak. Nowy nauczyciel. Młody i seksowny.
                Elena przygryzła wargę, ale z namysłu wybił ją jego głos. Piszczał jakby dostał w krocze. Cały czar prysł.
                - Witam klasę. – odezwał się. – Nazywam się Luke Swann i będę was nauczał. Od razu mówię, że będą luzy, ale będą też sprawdziany, więc radzę powtarzać lekcję przed zajęciami. Nie mniej jednak, uznaję poprawy, ale bynajmniej nie dam sobie wejść na głowę. Liczę, że jesteście na tyle dorośli, że będzie nam dobrze. Jakieś pytania.
                Elena wyciągnęła rękę do góry. Luke popatrzył na nią i mimowolnie uśmiechnął się.
                - Tak, panienko…
                - Gilbert. Elena Gilbert. – przedstawiła się. – Chciałam zapytać, ile ma pan lat?
                Chłopak zaczerwienił się i odchrząknął.
                - Masz 21 lat? – zapytał zupełnie innym głosem. Męskim. Może nawet odrobinę, ale tylko odrobinę seksownym. Elena potwierdziła. – Jestem od Ciebie o pięć lat starszy. Chyba umiesz policzyć.
                Elena wstała z ławki; była oburzona.
                - 26. Myśli pan, że skoro pytam o takie rzeczy i jestem ładna, to głupia? – zapytała unosząc brwi. Klasa przypatrywała się jej z zaciekawieniem.
                - Absolutnie.
                - Dużo przeszłam w swoim życiu i nawet nauczycielowi nie dam się obrażać.
                - A co mogła przeżyć taka małolata? – zaśmiał się i zaraz zrozumiał, że popełnił fatalny błąd.
                - Zastanówmy się. Straciłam rodziców. Zaopiekowała się mną ciotka, która również zginęła. Okazało się, że byłam adoptowana, a moim ojcem jest wujek, którego nigdy nie lubiłam, a matka jest popierniczoną… - nie dokończyła. – Żeby było ciekawiej oni też zmarli. Poznałam chłopaka i jego brata. Brat wyjechał. Miałam wyjść za mąż, dwa dni temu. Wylądowałam w szpitalu. Zaczęłam nowe życie. W piątek urządzam wielką imprezę. Zapraszam wszystkich i Ciebie też. – powiedziała w jednym ciągu słów do nauczyciela.
                - Imponujący życiorys. Masz rodzeństwo?
                - Pobawimy się w zgadywanki. Ciekawa jestem, czy odgadnie pan kim on jest.
                - Dosyć! – krzyknął. – Wylądujesz w kozie.
                Elena uśmiechnęła się i usiadła.
                - O dwudziestej… - dokończyła i już nic się nie odzywała.
                Stała się bezczelna. Szkoda, że na tej lekcji nie było nikogo z jej przyjaciół, bo zauważyliby, że zaczęła od nowa. Jak prawdziwa nastolatka. Bez zmartwień i bez zobowiązań.
                Następna lekcja jaka miała się odbyć, był wf. Elena poszła na zajęcia do cheerleaderek. Miała zostać główną tancerką. Tak jak kiedyś. Tylko, że teraz jest nią Caroline, więc może jakimś cudem podzielą się posadką?
                Elena przebrała się w krótkie czarne spodenki, założyła czarną bokserkę i założyła czarne, sportowe buty. Wkroczyła na salę gimnastyczną.
                - Wow! – usłyszała od Caro. – Moja mała się rozwija. – podbiegła do niej i dotknęła jej włosów. – Piękny kolor, suczko. – zaśmiała się i stykając się biodrami wykonały stary ruch, który robiły, dawno temu.
                - Uwaga! – krzyknęła Elena. – W piątek o dwudziestej u mnie! Jest impreza. Będzie połowa szkoły i nowy, seksowny nauczyciel historii! – pisnęła, a dziewczyna zaczęły bić brawo.
                - O czym mówisz? – zapytała Caro, odciągając ją od innych.
                - Zrobiłam mu scenkę. Zaczerwienił się. Jest już mój. – oznajmiła i wystawiła język.
                - Eleno Gilbert ja Cię nie poznaję. – powiedziała klepiąc ją po ramieniu. – Wybacz Stefan, ale nie małżeństwo Ci służy.
                Elena uśmiechnęła się.
                - Wiadomo, ale chcę wrócić. Serio. – zastrzegła, a blondynka uśmiechnęła się.
                - Witam w drużynie pani druga kapitan! – rzekła poważnie, ale zaraz wybuchła śmiechem i przytuliła przyjaciółkę. – Rozpieprzymy gapiów.
                - Rusz tyłeczkiem, cycki w przód. Rozbijemy męski ród! – zawołały równocześnie klaszcząc w dłonie.
                - Dobra dziewczyny – zawołała Elena. – Robimy całkiem nowy układ.
                - Mamy dwie kapitanki. – dodała Caroline. – Nie muszę mówić kto nimi jest!
                - To nie fair! – krzyknęła jakaś laska.
                - Całe życie jest nie fair. – odpowiedziała Elena.
                - A jak Ci nie odpowiada to żegnamy. – Caroline wystawiła rękę, a El przybiła jej piątkę.

                Cztery dni, które pozostały do wielkiej imprezy Gilbertów minęły szybko i przyjemnie. Wszyscy wielbili Elenę, a ona czuła się jak królowa szkoły, którą w istocie znów się stawała. W tym tygodniu miała jeszcze dwie godziny historii, który wykorzystała do flirtowania z Lukiem, który całkowicie stracił dla niej głowę.
                Gdyby tylko dowiedziała się o tym dyrekcja źle by się to dla nich skończyło, ale przecież biedna Elena nie miała zamiaru nawet się z nim całować. Chciała tylko kogoś w sobie rozkochać i padło na niego.
                Matt, Jeremy, Bonnie, Caroline i Tyler również zapisali się na wymianę z Włochami, a Stefan, który zawężał krąg przyjaźni z Klausem, przestał odzywać się do kogokolwiek innego niż on.
                Wróćmy do wymiany ze szkołą we Florencji. Za trzy tygodnie miało przyjechać 20 uczniów i zamieszkać w domach uczniów z Mistic Falls w stosunku jeden do jednego. Mieli tu zostać miesiąc, a potem na miesiąc to młodzież z Ameryki miała lecieć do Europy.
                Elena już szykowała imprezę powitalną dla wszystkich osób. W jej domu miało zamieszkać dwóch Włochów, bowiem Jer również brał udział w projekcie „Wymiany Łączą Ludzi”.
               
                Zaraz po szkole, Elena i Caroline pojechały do sklepu, gdzie zrobiły zakupy na dzisiejszą imprezę. Oczywiście tylko niewielkie, bo każdy ma coś przynieść. One kupiły trzy wina, tequilę, dwie butelki wódki polskiej i chipsy.
                Załatwiły dwie beczki z piwem i wielkie głośniki. Caroline miała znajomości i wiedziała, gdzie co załatwić. Pogadała nawet z mamą, aby uprzedzała ją, gdyby ktoś się skarżył, a kiedy przyjechały do domu i Elena z Jeremim rozstawiała alkohol i chowała cenne przedmioty, Caro poszła uprzedzić sąsiadów przed ewentualnym hałasem.
                Elena była sprytna i wszystko co można było potłuc, albo zniszczyć, schowała do sypialni jej rodziców i zamknęła na klucz, który schowała w doniczce w swoim pokoju.
                Po paru minutach wróciła Caroline i dziewczyny poszły się przyszykować.
                Było jak za dawnych lat. Śmiały się i zmieniały ubrania. Malowały się i zmazywały. Istny pokaz mody. Dla zaostrzenia apetytu, wypiły jedną butelkę wina i tak oto nastała godzina dwudziesta.
                Pierwszy dzwonek do drzwi, a ze schodów zeszła ruda piękność. Miała na sobie koronkową sukienkę w kolorze kremowym, a do tego czarne szpilki i czarne łańcuszki na szyi.
                Caroline była ubrana w krótkie spodenki, trampki i miła luźną koszulkę, a włosy podpięła do góry.
Z kuchni wyłonił się Jeremy. Nowe ciacho Mistic Falls. Miał na sobie zwykłe ciemne jeansy, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, a na nią narzucił koszulę w kratkę w odcieniach czerwieni. Rozczochrane włosy i uśmiech. Bardzo przystojny i nieobliczalny. Gdyby Elena go nie znała, nigdy nie pomyślałaby, że tyle przeżył i że kiedyś ćpał. Teraz był najcudowniejszą osobą. Strasznie go kochała…    Jer włączył muzykę i w tym momencie Elena otworzyła drzwi przez które wsypał się tłum nastolatków. Każdy witał się z nią, ale takie zachowanie znudziło się Elenie, więc odeszła i podeszła do stołu na którym stało już o wiele więcej alkoholu. Napiła się jeszcze trochę i zaczęła tańczyć.
                Kiedy już było tak mało miejsca, że ludzie zaczynali wchodzić na meble, Elena uznała, że to dobry moment na mowę. Nagle wyłączyła muzykę i usłyszała jęk zawiedzonej młodzieży.
                - Spokojnie! – zawołała stojąc na stole. – Chcę tylko, abyście wiedzieli, że wracam do gry, a ten dom będzie was gościł jeszcze kilka razy. Buziaki dla Jera! – zawołała i włączyła muzykę. Wszyscy świetnie się bawili.
                Po chwili Elena zauważyła Luka, który przeciskał się w jej kierunku. Zeskoczyła ze stołu i przemieściła się do niego.
                - Cześć! – powiedziała tańcząc. – Jednak przyszedłeś.
                - Chciałem sprawdzić jak się bawi napita młodzież.
                - Odezwał się ten dorosły. – zaśmiała się i podała mu kubek z piwem, który szybko opróżnił.
                - Ty pewnie miałaś do czynienia z takimi w moim wieku.
                - Z jednym. Ale wyjechał. Koniec tematu! Bawimy się! – krzyknęła, a Luke obrócił ją parę razy i zaczęli tańczyć razem.
                - Nie pijesz piwa?
                - Tylko ciemne, albo smakowe. Zwykłe jest dla mnie paskudne! A ty?
                - Dla mnie każdy alkohol jest dobry.
                - Słychać, że dopiero skończyłeś studia. Mania z akademika się ujawniła.
                - Tak. Mam nadzieję, że nikt nie powie dyrektorce, że piję i romansuje z młodzieżą.
                Elena zaśmiała się ze słowa „romansuje”, ale Luke myślał, że ona śmieję się dzięki niemu. Był taki naiwny, że aż słodki…
                Do tańczącej pary podbiegł Matt.
                - Matt! – zawołała Elena i pocałowała go w policzek. – Jakiś Ty wystrojony… Mój przystojniaczek. – zaśmiała się, ale on szepnął jej coś na ucho i spoważniała.
                - Co się stało? – zapytał Luke.
                - Widzisz tego chłopaka? – wskazała na mężczyznę pod wieżą z muzyką. – To mój były narzeczony. Muszę go spławić.
                Elena oznajmiając to zaczęła oddalać się od nauczyciela.
                - Dzięki – szepnęła do Matta. – Co on chce?
                - Eleno! – zawołał ją Stefan.
                - Hej. O co chodzi?
                - Chciałem zobaczyć, jak się czujesz?
                - Czy za dużo nie wypiłam? – Elena mocno się zdenerwowała. – Nie jestem już twoją własnością.
                Muzyka zaczęła grać wolno i wtedy Stefan objął ją mocno i wychylił.
                - Nie pamiętasz tego? Każdego dotyku? Pocałunku? Rozmowy… - zapytał tańcząc.
                - Nie! – odpowiedziała twardo z lodem w oczach. – Pamiętam tylko jak Cię straciłam… Jak przestałam Cię kochać… Ufać… Kiedy zapomniałeś, że jestem jeszcze ja, a nie tylko porcelana, która nie może upaść.
                Elena popatrzyła w oczy Stefana i odeszła. Spotkała Bonnie, Tylera i wróciła do swojego profesorka z którym bawiła się przez jakieś dobre dwie godziny, kiedy zobaczyła śliczną dziewczynę pod ścianą.
                Elena przeprosiła Luka i przecisnęła się do niej. Stała plecami, więc poklepała ją po ramieniu.
                - Witam, Katherine!
                Katherine popatrzyła na nią wielkimi oczami i uśmiechnęła się.
                - Pięknie! Wyglądasz pięknie! Nie poznałam Cię. Jak mówiła moja bliska przyjaciółka Coco, jeśli kobieta obcina włosy, to w jej życiu zaczynają się wielkie zmiany, a ty jeszcze je przefarbowałaś…
                Elena teatralnie przewróciła oczami.
                - Skończyłaś już się mną zachwycać? Zaraz pomyślę, że na mnie lecisz… - powiedziała unosząc lewą brew.
                Katherine zaśmiała się uroczo.
                - Kogoś mi przypominasz… I tego kogoś tu nie ma… Dlaczego?
                - Nie wiem o kim mówisz!
                - Ależ oczywiście, że wiesz. Jesteście do siebie tacy podobni. Jeśli taka jest Twoja prawdziwa twarz, bez bólu i w nie-żałobie, to może nawet Cię polubię. Damona lubiłam… - oznajmiła przekrzywiając głowę i patrząc się na nią z lekko uchylonymi ustami.
                - Coś jeszcze?
                Katherine chwyciła rękę Eleny i popatrzyła na palce.
                - Gdzie masz obrączkę?
                Elena zaśmiała się.
                - Więc to Cię tu sprowadza. Złość, bo nie zaprosiliśmy Cię na ślub… Tak wiele straciłaś. Porzuciłam go przed samiuśkim ołtarzem. – stwierdziła.
                - Uważaj, Eleno Gilbert, bo będziesz musiała się ze mną zaprzyjaźnić.
                - Może. Zobaczymy, czy będziesz mi do czegoś potrzebna…
                - Mówisz jak wampirzyca.
                - Niespodzianka! Jestem zwykłym człowiekiem… - Elena uśmiechnęła się w stronę tłumu. – A teraz wybacz, ale chcę jeszcze trochę poromansować z moim nowym nauczycielem od historii.
                Elena zaczęła odchodzić, ale Kath złapała ją za ramię i spojrzała w oczy.
                - Jako człowiek jesteś koszmarna. Co byś robiła, gdybyś była wampirem? – zapytała, a Elena zaśmiała się jej w twarz.
                - Nie jestem potworem. Jestem nastolatkiem… Taki już dzisiejszy świat. Brakuje silnych prawdziwie silnych kobiet, brakuje silnych mężczyzn. Brakuje kapitana Jacka Sparrow’a i jego mądrości. Brakuje osoby, która ogarnęłaby to cholerstwo i przeprowadziła reformę.
                - Dlaczego nie możesz nią być?
                - Bo nie mam zamiaru być lepsza lub gorsza. Chcę być normalna! – oznajmiła i odeszła do Luka.
                Luke siedział przy stole i wpatrywał się w kieliszki wódki przed nim. Pięć opróżnionych i dwa pełne.
                - Zakochałem się w Tobie. Tak nieprofesjonalnie i bezprawnie. – powiedział, gdy El stanęła nad nim. – Jestem teraz wystarczająco pijany, by Ci to powiedzieć.
                Elena wzięła jeden kieliszek wódki i szybko go wypiła. Luke zrobił to samo, a ona porwała go do tańca.
                Impreza zmierzała ku końcowi. Trochę osób już poszło, a inna część spała lub wymiotowała na do kosza. Luke wziął się na odwagę i zbliżył usta do ust Eleny, ale ona szybko się odsunęła.
                - Nie, panie Swann. – oznajmiła. – Możemy flirtować i tańczyć, ale jesteś moim nauczycielem i nie będę się angażować. Jeszcze trzy miesiące roku szkolnego… Weź chociaż te trzy pensje i wyjedź bez kary za molestowanie uczennicy. Proszę… - szepnęła i odeszła do jedynej bawiącej się jeszcze grupki nie tak strasznie spitych nastolatków.
                - Mia, Joe, wy jednak razem? – zapytała znajomych.
                - Tak. – odezwał się chłopak. – Moja mama nie mogła nic powiedzieć, kiedy okazało się, że mam skończona 21 lat.
                Elena zaśmiała się i przytuliła Mie i Joego.
                - W takim razie, szczęścia.
                - Chcieliśmy Ci życzyć tego samego, tydzień temu…
                - Nie trzeba. Ja jestem szczęśliwa, a on nie był mój. – skomentowała i uśmiechnęła się życzliwie. – Uciekam do Matta. Pewnie leży zalany w trupa.
                - Na werandzie! – zawołała Mia.
                Elena ruszyła więc w kierunku werandy, gdzie na fotelu leżał Matt. Pijany, ale poważny. On nigdy nie spije się do nieprzytomności. Jest bardzo rozsądny.
                - Co tam? – zapytał Eleny, która położyła się obok niego. Fotel był duży i z powodzeniem mieściły się na nim dwie osoby.
                - Zakochał się we mnie. Tak jak chciałam.
                Matt uchylił oko.
                - Ty chyba nie jesteś z tego powodu szczęśliwa.
                - Katherine tu była. Powiedziała, że jestem koszmarna… Jestem?
                - Nie. Jesteś zwykłą licealistką, która musiała to zrobić, by udowodnić sobie, że mimo wszystko, co ją spotkało jest królową szkoły.
                Matt wyciągnął rękę i objął Elenę, która wtuliła się w jego tors.
                - Chcę też być rozsądna, ale to chyba nie idzie w parze z królową. Za to odrzuciłam pocałunek Luka i powiedziałam mu, że powinien dokończyć rok szkolny bez wyroków za molestowanie uczennicy.
                - To było nad wyraz rozsądne jak na Twój wiek. – powiedział chichocząc. – Ty nigdy nie będziesz pusta. – dodał i zasnął, a zaraz za nim Elena.

                Jeremy szturchnął Elenę w ramię, by się obudziła. Leżała na fotelu przykryta kocem. Matta już nie było. Wszystkie zwłoki, które Elena widziała wieczorem też zniknęły. Ciekawe, czy zdołały doczłapać się do domu o własnych siłach?
                Elena uchyliła oko.
                - Bardzo zmasakrowany dom? – zapytała na dzień dobry.
                - O dziwo nie. Tylko trzeba kupić odświeżacze powietrza do łazienki na dole. Strasznie śmierdzi wódką i wymiocinami.
                - To nie problem. Zaraz pójdę do sklepu.
                - Masz rację. Problemem jest coś innego. – powiedział marszcząc brwi, a na werandę wyszła szczupła dziewczyna.
                - Zostaje z wami! – oznajmiła owa dziewczyna.

                - Katherine, ty suko…
---------------------------------------------------------------------------------
Cześć! No dobra, przyznaję się, że piszę właśnie ósmy rozdział, a Damon pojawia się dopiero w piątym, ale bez niego też jest... zabawnie. Oczywiście z nim jest lepiej, ale chciałam pokazać, że Elena też umie się sama bawić ;p Oczywiście zachęcam do komentowania i mam nadzieję, że nie nudzę was zbytnio :D Dzielcie się spostrzeżeniami i zastrzeżeniami ;) Do szóstego rozdziału posty będą się ukazywać nieregularnie, a potem w każdy czwartek(przynajmniej tak się postaram). Na wstępie mówię, że jak spodoba mi się jakaś scena lub wątek z serialu to go tu wplotę, ale postaram się by nabrało to innego smaczku...
Pozdrawiam, B :*

środa, 2 października 2013

Rozdział 1

Elena Gilbert siedziała przy stole w kuchni i popijała herbatę, kiedy do pomieszczenia wbiegła radosna Bonnie i siadając naprzeciw niej, podparła głowę na rękach i zamrugała znacząco ciemnymi, wielkimi oczętami.
- Zgadnij kto załatwił na Twój wieczór panieński najseksowniejszych „czipendejsów”?
Elena odłożyła kupek i wymusiła lekki uśmiech.
- Śmiem zgadywać, że TY! – powiedziała z ironią, której jednak nie wyczuła młoda czarownica. Elena znów wzięła kubek do ręki i zaczęła wpatrywać się w jego zawartość.
- Zdenerwowana?
- Nie. W ogóle. Stefan wszystko za mnie robi. Wybrał suknie, przywiózł do domu. Zaprosił gości, wynajął restaurację, zamówił obiad, wybrał tort, kościół, szampan, lista prezentów, no wszystko, wszystko. – oznajmiła przyśpieszając z każdym wyrazem.
- Taki narzeczony to skarb! – zaśmiała się Bonnie, a Elena przecząco pokręciła głową. – O co więc chodzi?
- Stefan… bardzo mnie kocha i ja to doceniam. Doceniam wszystko, co robi, ale powinien dostrzegać we mnie coś więcej niż porcelanę, która nie może upaść, bo się zniszczy. Może nie zdaje sobie z tego sprawy, ale… - w oczach Eleny pojawiły się łzy. – …to uciążliwe.
Bonnie przytuliła przyjaciółkę i wtedy do pomieszczenia wszedł Stefan.
- A co to za sentymenty? – zapytał i usiadł przy stole.
Elena szybko otarła łzy.
- Wody? – Stefan kiwnął głową, więc El sięgnęła do szafki i wyjęła szklankę. Nalała do niej czystej H2O i postawiła na stole, a kiedy odchodziła, szklanka spadła, roztrzaskując się na tysiące kawałeczków. – Przepraszam. – szepnęła i schyliła się by posprzątać, Stefan jednak był szybszy.
Wszystkiemu przyglądała się Bonnie Bennet, która analizowała wszystko, co dowiedziała się do tej pory.
- Eleno, widzimy się wieczorem. – zawołała w końcu i pośpiesznym krokiem opuściła dom Gilbertów.
Gilbertówna wtuliła się w Stefana i zamknęła oczy.
- Pobieramy się tak szybko… Jak to sobie wyobrażasz? Umrę, a ty… wciąż młody, przystojny Stefan Salvatore? – zapytała.
- Coś wymyślimy. – oznajmił całując ją w czoło. – Mamy dwa wyjścia. A ja właśnie szukam drogi do tych drugich drzwi.

Elena ubrana była w czarną skurzaną sukienkę bez ramion i dosyć krótką, a na jej długich nogach leżały czarne czółenka. Gilbert pokręciła i zaczesała włosy do tyłu, a w połączeniu z ciemnym, mocnym makijażem wyglądała jak prawdziwa rockowa laska, a nie spokojna i dobra Elena, która jutro miała wyjść za mąż.
- Eleno – zaczęła Caroline. – Dzisiaj Twój wieczór panieński. Wiem, że to wiesz, ale przygotowywałam tą mowę już jakiś czas i doszłam do wniosku, że to fajnie brzmi. Więc, jutro Ty i Stefan połączycie się na zawsze, a ja i Bonnie jako wasi świadkowie, a jednocześnie najlepsi przyjaciele mamy nadzieję na to, że ten istotny krok nie był błędem. – Caro wybuchła śmiechem. – Wzniosę więc pierwszy tego wieczoru toast winem. Rozlałam całą butelkę na trzy, więc potem zostaje nam tylko wódka. Mam nadzieję, że nie spóźnimy się jutro do kościoła. – zaśmiała się i podała Elenie i Bonnie kieliszek.
Blond wampirzyca włączyła wieżę stereo, a dziewczyny jednym duszkiem opróżniły kryształowe kieliszki.
Elena świetnie się bawiła. Skakała i piła. Piła bardzo dużo. Dobrze, że domek, w którym się bawiły, czyli letniskowy domek Bonnie znajdował się z dala od ludzi, którym hałas mógłby się nie spodobać.
Nad ranem, całkowicie pijana Elena wyszła przed dom, bo zrobiło jej się nie dobrze. Zaraz za nią wybiegła Caroline. Elena popatrzyła na nią mętnym wzrokiem i zwymiotowała, a blondyneczka podtrzymała jej włosy.
- Jeszcze jeden? – zapytała wskazując na butelkę wódki, którą trzymała w ręce. Elena uśmiechnęła się diabelsko i ocierając twarz mokrą chusteczką weszła do domku, by tym razem upić się do nieprzytomności.

W tym czasie Stefan siedział w ciszy w swoim pokoju i przeglądał stare pamiętniki, gdy nagle zawiał lekki wiaterek. Młody Salvatore nie przejął się tym zbytnio, ale zamknął uchylone wcześniej okno. Wiatr jednak zawiał raz jeszcze, chociaż nie miał prawa tego robić.
- Damon? – zapytał Stefan, ale nikt się nie odezwał. – To ty? Wiem, że to Ty! Chcesz się zemścić? Nienawidzisz mnie, bo Elena mnie kocha? Jutro wezmę z nią ślub i będę dla niej lepszy. Ona się w Tobie zakochała, ale to była tylko przelotna miłość, rozumiesz? Nie spontaniczność z tobą jest jej pisana, a bezpieczeństwo ze mną. Odejdź proszę… - Stefan skończył swój monolog, a wtedy zauważył w drzwiach zarys postaci.
Postać wysunęła się z cienie.
- Za bardzo was kocha, by się na was mścić. – powiedziała Bonnie. – Może jednak powinieneś dać jej jeszcze wybór?
- Jak… Ty… tu?
- Ciało astralne. – odpowiedziała bez ogródek. – Więc?
- Elena sama wybrała.
- A miała inne wyjście, skoro posłałeś go w diabły? – zapytała i zniknęła.

Elena obudziła się na podłodze ze strasznym bólem głowy. Wokół leżały puste butelki po wódce, potrzaskane kieliszki, a w kącie cicho grała muzyka. Caroline leżała na kanapie z posklejanymi od jakiejś mazi włosami, a na fotelu leżała Bonnie.
Gilbert spojrzała na zegarek. Za cztery godziny miała brać ślub.
- Dziewczyny! – krzyknęła i wstała gwałtownie, czego szybko pożałowała, bo upadła z powodu strasznego bólu, gdzieś w mózgu.
Teraz podniosła się wolniej, ale gdy tylko poczuła się pewnie uderzyła poduszką Caro, a potem Bonn. Po drodze do łazienki, zahaczyła o stół i stłukła butelkę po mocnym alkoholu.
- Co się dzieje? – zapytała zaspana blondynka.
- Ślub! Za cztery godziny biorę ślub! Musicie mi pomóc! – krzyczała Elena zza drzwi toalety. – Dzwońcie po taksówkę i szybko do mnie!
- A Jeremy? – zapytała ziewając Bonnie. – Może on po nas przyjedzie.
- Ktokolwiek! – krzyknęła El.
- Cholera! Ile my wczoraj wypiłyśmy? – zdziwiła się Caro, patrząc na ilość pustych butelek. – Nic nie pamiętam.
- Ja pamiętam, że Elena rzygała, a ty podtrzymywałaś jej włosy.
- Już nie bądź taka mądra. – zawołała wampirzyca zakładając buta. – Pamiętasz cokolwiek tylko dlatego, że odpuściłaś sobie ze trzy kolejki.
Bonnie wzruszyła ramionami i wybrała numer do Jeremiego.
Po jakiś czterdziestu minutach, wszyscy byli w domu Gilbertów, gdzie pierwsza do wanny wbiegła Elena. Dokładnie się umyła, ogoliła nogi, pomalowała paznokcie, a Caro pokręciła jej włosy i upięła w eleganckiego koka, wypuszczając pejsa przy uchu.
Elena wyglądała w tej fryzurze naprawdę ślicznie, ale czas się kurczył.
Caroline zmieniła się z Bonnie, która wróciła spod prysznica i zabrała się dorobienia Elenie makijażu.
Czas jednak szybko się kurczył, a sukienka Eleny dalej wisiała w szafie. Pół godziny przed ślubem, El dopiero zaczęła wkładać sukienkę, a sam dojazd do kościoła miał zając jakieś czterdzieści minut, więc już wiedziała, że się spóźni. Nie przejmowała się tym jednak. Dla uproszczenia – nie przejmowała się niczym. Nie miała na to czasu. Była tak zakręcona.
Caroline w kremowej koronkowej sukience i czarnych szpilkach, w prostych włosach.
Bonnie w czerwonej długiej sukni i czerwonymi szpilkami, z karbowanymi włosami.
Jeremy w garniturze. Taki dorosły i odświętny. Już nie młodszy, głupszy brat, który wciągał na boku. Dorosły mężczyzna. Oparcie dla siostry. A jednak ten sam uśmiech, co dziesięć lat temu.
I w końcu Elena, jeszcze Gilbert - noga na białej szpilce, skromna, ale jakże urocza sukienka z lat dwudziestych i długi welon. Do tego klasyczny bukiet.
Panna Młoda wsiadła do czarnego samochodu Jeremiego, który przystrojony był białymi kwiatkami, a obok niej usiadła świadek Caroline. Z przodu usiadł drugi świadek – Bonnie, a szoferem był Jeremy.
Auto ruszyło, a bardzo podekscytowana Caroline aż zapiszczała, klaszcząc w ręce.
- Tak się cieszę, że moi najlepsi przyjaciele wezmą ślub. – zawołała blondynka, a Elena zmarszczyła brwi i kładąc ręce na ustach Caro, uspokoiła ją.
Sama się uspokoiła. Emocje z niej opadły. Opuściła wir przygotowań i otrzeźwiała. Uśmiechnęła się do siebie i odetchnęła.
- Nie, Caroline. – oznajmiła wyjątkowo spokojnie. – Przepraszam was, ale pierwszy raz w życiu wiem czego chcę. – zastanowiła się przez chwilkę. – A raczej, czego nie chcę. – sprostowała.
Bonnie popatrzyła na Jeremiego porozumiewawczo i nic się nie odzywali. Wiedzieli o tym już od dawna, ale Caro była zbyt naiwna.
- Jesteś pewna?
- Niczego bardziej… - zapewniła i chwilkę później samochód się zatrzymał.
Elena wyszła z niego i wkroczyła do kościoła. Była już spóźniona i pierwsze co zobaczyła to Stefan, który stał pod ołtarzem. Jej serce zatrzymało się na chwilę i dopadły ją wyrzuty sumienia. W gardle zrobiła się wielka gula, ale po chwili jakoś przełknęła ślinę.
Popatrzyła na gości – większość to nastolatkowie z jej szkoły, a z rodziny to tylko Jeremy. Jedyny kto jej pozostał. Jest jeszcze przyszywana ciocia, czyli koleżanka jej mamy, ale nie mogła tu dotrzeć, ponieważ wyjechała do Kanady. Wraca dopiero za miesiąc.
Elena straciła odwagę, a jej nogi odmówiły posłuszeństwa – próbowała ruszyć, ale nie mogła, a kiedy już to zrobiła, i tak były jak z waty, a usta drżały. Oblał ją zimny pot i przeszły dreszcze, ale doszła do niego i spojrzała prosto w oczy.
- Ja… - zaczęła oddychając szybko, nierównomiernie. – Ja… Posłuchaj mnie… Przepraszam… - jąkała się. – Nie… Chcę… - Elena uśmiechała się nerwowo, a jej powieki i usta drżały jeszcze mocniej. – Ja tylko… Nie kocham Cię… - wyznała, a potem ogarnęła ją ciemność.

Obraz stawał się coraz bardziej wyraźny, a dźwięki dochodzące z otoczenia coraz głośniejsze.
- Matt? – wyszeptała Elena, która obudziła się leżąc na ławce przed kościołem. Matt był pierwszą osobą, którą zobaczyła. – Co się… stało? – zapytała słabo.
Matt uśmiechnął się do niej.
- Zemdlałaś i wezwaliśmy pogotowie. Zaraz przyjadą. Jesteś przed kościołem. – wytłumaczył jak najszybciej, by nie miała czasu się zestresować.
- Co ze… - nie dokończyła, bo ktoś położył palec na jej ustach.
- Rozumiem. – powiedział Stefan. – Nie przejmuj się mną. Walcz o siebie…
- Eleno, zaraz pojedziemy do Meredith! – zawołała piszcząca Caroline.
- Bonnie – zawołała Elena. – Zaopiekuj się Jerem.
Bonnie serio się przeraziła, bo brzmiało to niemal jak pożegnanie, a na dodatek, Elena znów zamknęła oczy i odpłynęła.
Matt wachlował ją jakąś kartką, a swoim ciałem zastawiał jej twarz przed promykami słońca. Mimo wszystko zachował zimną krew, a przecież ponad miesiąc temu, prawie zginął z nią w wypadku. Ona jednak go uratowała, narażając siebie. I wszystko co robiła przez tyle lat sprawiało, że ją kochał. Niestety nie mogąc być z ukochaną, jest przy niej, za co ona odwdzięcza się mu przyjaźnią i uśmiechem.
Po chwili przyjechała karetka z której wybiegła Meredith i zjawiając się koło Eleny zbadała ją z niesamowitą precyzją i profesjonalizmem.
- Dobra, panowie – zawołała do funkcjonariuszy. – Zabieramy ją do szpitala.
- Meredith! – krzyknął Jeremy, podbiegając do niej i łapiąc ją za bark. – Co z nią?
- Za dużo stresu i przemęczenia. Przywieź jej jakieś ubrania i kosmetyczkę. Będzie dobrze! – powiedziała klepiąc go po ramieniu.

Elena obudziła się w sali szpitalnej. Leżała tam sama i ku jej zaskoczeniu, nikogo przy niej nie było. Rozejrzała się powoli i czuła tylko silny ból głowy.
- Elena. – zawołał Jer, który właśnie wbiegł do pomieszczenia. – Jak się czujesz?
Panna Gilbert podniosła się i sycząc złapała za głowę.
- Boli mnie ta cholerna głowa. Co tam masz? – zapytała patrząc na reklamówkę, którą brat trzymał w ręce.
- Szczoteczka do zębów, pasta, ręcznik… To co stało na Twojej półce w łazience i ubrania na wyjście.
- Dziękuję. A wiesz, co mi jest?
Jeremy pokręcił głową i w tym momencie otworzyły się drzwi i przyszła pani doktor.
- Witamy kontrowersyjną Elenę.
Elena uśmiechnęła się.
- Tak o mnie mówią?
- W Mistic Falls nie każdy rzuca swojego chłopaka przed ołtarzem i mówi, że go nie kocha. Dla niektórych to lekko kontrowersyjne. – zaśmiała się. – Ale koniec żartów, panno Gilbert! – zastrzegła siadając na jej łóżku. – Pobraliśmy Ci krew i zrobiliśmy masę innych badań. Jesteś przemęczona, zestresowana i źle się żywisz. Kiedy wyjdziesz masz zacząć nowy etap, inaczej popadniesz w anoreksję i depresję, a w Twoim wieku to naprawdę koszmarne wyniki.
- Obiecuję poprawę! – powiedziała lekko przerażona Elena, kładąc jedną rękę na serce, a drugą unosząc w powietrzu. – Nie wiedziałam, że jest tak źle…
- Czas na zmiany, panienko. Zostaniesz tu do jutra, ale jeśli coś przeskrobiesz to zamknę Cię w izolatce i będę faszerowała chemią, aż zmiękniesz!
- Nie będzie takiej potrzeby. – zaśmiała się Elena.
Meredith wstała i poprawiła kroplówkę.
- Mam nadzieję. – rzekła wychodząc. Elena odwróciła głowę od brata, który położył rękę na jej włosach i zaczął gładzić.
- Powiedz, że będzie dobrze. – poprosiła El. - Że to nie moja wina. Że nie ma do mnie żalu… - mówiła nieskładnie, ale kochany brat wiedział o co chodzi. Był myślami dokładnie tam, gdzie ona.
- Oczywiście. Stefan nie ma prawa mieć do Ciebie żalu, ani tym bardziej uznawać Cię za winną. Jeśli ta jest, to skopie mu ten lalusiowaty tyłek. Grunt to wiedzieć kiedy się wycofać i ty to wiedziałaś. Jesteś młoda i masz czas na zabawę, imprezy, seks na tylnych siedzeniach samochodu, a nie przyrządzanie krwi Stefanowi… Przepraszam, że tak mówię, ale nie jestem jego fanem…
- W porządku. – uśmiechnęła się Elena. – Mówisz to, co myślisz. Buziak! – zawołała i pocałowała go w policzek. – Dziękuję, że jesteś, ale obiecuję, że od jutra nie uronię łzy, a w naszym domu urządzimy wielką imprezę i wszyscy będą się bawić. Bez łez, bez żalu, bez wampirów…
- A Caroline?
- Ona się nie liczy. Jest zbyt… Caroline. – zaśmiała się Elena. – Na pewno nam pomoże.

Nazajutrz, Elena Gilbert wyszła ze szpitala w eskorcie pięcioosobowej paczki, która dbała, by nic jej się nie stało. W samochodzie Jeremiego jechali: on, Matt, Elena, a u Tylera w aucie: on, Caro i Bonn. Wszyscy zmierzali do domu Gilbertów.
- Matt, póki mamy teraz chwilę. – zaczęła Elena. – Im nie mogę togo powiedzieć, ale nie ufam Stefanowi. Mówię wam to, bo robi jakieś interesy z Klausem… Znowu. Uważajcie na siebie. Tamta załoga ma się jak bronić. My nie… - oznajmiła, a Matt popatrzył na nią czule i kiwnął głową.
Potem jechali bez słowa, a kiedy byli w domu, wypili herbatę, pośmiali się, pogadali, obejrzeli jakąś komedię i rozeszli się do domu. Elena poszła do swojego pokoju i wyjęła pamiętnik, w którym zaczęła pisać:

Drogi Pamiętniku!
Wczoraj obudziłam się dość późno i zaspałam na własny ślub ze Stefanem Salvatore. Caro i Bonn bardzo mi pomogły w przygotowaniach…
Damon Salvatore wyjechał miesiąc temu, zaraz po tym, jak uratował mnie z wypadku, ale to już nie ma znaczenia. Jego już nie ma…
Weszłam do kościoła i nie mogłam iść w jego kierunku… Kiedy doszłam powiedziałam mu, że go nie kocha i zemdlałam. Obudziłam się w szpitalu, a teraz… Dobę po tym wydarzeniu siedzę w pokoju i uświadamiam sobie, że jego też już dla mnie nie ma…
Tak kończy się historia Eleny i zakochanych w niej braciach Salvatore…
Kiedyś spotkam ich na ulicy i machając uśmiechnę się, a w mojej głowie pojawią się wszystkie wspólne momenty.
Wrócę do domu, gdzie będzie czekać mój ludzki mąż i powiem mu, że jestem w ciąży, ale nigdy nie zapomnę i nigdy nie przestanę kochać…

Elena Gilbert odłożyła długopis, a pamiętnik schowała za obraz. Podeszła do okna i usiadła na jego parapecie, bezmyślnie wpatrując się w ptaki i szukając jednego – czarnego kruka.
-----------------------------------------------------
Cześć! Na początek chciałam przeprosić za to, że rozdział nie pojawił się 5 września, ale zapomniałam hasła i dopiero niedawno udało mi się go odzyskać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Trochę to zakręcone, ale nie bójcie się Damon i tak powróci. Długo przyjdzie czekać, ale obiecuję, że wam to wynagrodzę i będzie gorąco.
Komentujcie proszę i dzielcie się opiniami.
Pozdrawiam :**
B