Elena Gilbert
siedziała przy stole w kuchni i popijała herbatę, kiedy do
pomieszczenia wbiegła radosna Bonnie i siadając naprzeciw niej,
podparła głowę na rękach i zamrugała znacząco ciemnymi,
wielkimi oczętami.
- Zgadnij kto załatwił
na Twój wieczór panieński najseksowniejszych „czipendejsów”?
Elena odłożyła
kupek i wymusiła lekki uśmiech.
- Śmiem zgadywać, że
TY! – powiedziała z ironią, której jednak nie wyczuła młoda
czarownica. Elena znów wzięła kubek do ręki i zaczęła wpatrywać
się w jego zawartość.
- Zdenerwowana?
- Nie. W ogóle.
Stefan wszystko za mnie robi. Wybrał suknie, przywiózł do domu.
Zaprosił gości, wynajął restaurację, zamówił obiad, wybrał
tort, kościół, szampan, lista prezentów, no wszystko, wszystko. –
oznajmiła przyśpieszając z każdym wyrazem.
- Taki narzeczony to
skarb! – zaśmiała się Bonnie, a Elena przecząco pokręciła
głową. – O co więc chodzi?
- Stefan… bardzo
mnie kocha i ja to doceniam. Doceniam wszystko, co robi, ale powinien
dostrzegać we mnie coś więcej niż porcelanę, która nie może
upaść, bo się zniszczy. Może nie zdaje sobie z tego sprawy, ale…
- w oczach Eleny pojawiły się łzy. – …to uciążliwe.
Bonnie przytuliła
przyjaciółkę i wtedy do pomieszczenia wszedł Stefan.
- A co to za
sentymenty? – zapytał i usiadł przy stole.
Elena szybko otarła
łzy.
- Wody? – Stefan
kiwnął głową, więc El sięgnęła do szafki i wyjęła szklankę.
Nalała do niej czystej H2O i postawiła na stole, a kiedy
odchodziła, szklanka spadła, roztrzaskując się na tysiące
kawałeczków. – Przepraszam. – szepnęła i schyliła się by
posprzątać, Stefan jednak był szybszy.
Wszystkiemu
przyglądała się Bonnie Bennet, która analizowała wszystko, co
dowiedziała się do tej pory.
- Eleno, widzimy się
wieczorem. – zawołała w końcu i pośpiesznym krokiem opuściła
dom Gilbertów.
Gilbertówna wtuliła
się w Stefana i zamknęła oczy.
- Pobieramy się tak
szybko… Jak to sobie wyobrażasz? Umrę, a ty… wciąż młody,
przystojny Stefan Salvatore? – zapytała.
- Coś wymyślimy. –
oznajmił całując ją w czoło. – Mamy dwa wyjścia. A ja właśnie
szukam drogi do tych drugich drzwi.
Elena ubrana była w
czarną skurzaną sukienkę bez ramion i dosyć krótką, a na jej
długich nogach leżały czarne czółenka. Gilbert pokręciła i
zaczesała włosy do tyłu, a w połączeniu z ciemnym, mocnym
makijażem wyglądała jak prawdziwa rockowa laska, a nie spokojna i
dobra Elena, która jutro miała wyjść za mąż.
- Eleno – zaczęła
Caroline. – Dzisiaj Twój wieczór panieński. Wiem, że to wiesz,
ale przygotowywałam tą mowę już jakiś czas i doszłam do
wniosku, że to fajnie brzmi. Więc, jutro Ty i Stefan połączycie
się na zawsze, a ja i Bonnie jako wasi świadkowie, a jednocześnie
najlepsi przyjaciele mamy nadzieję na to, że ten istotny krok nie
był błędem. – Caro wybuchła śmiechem. – Wzniosę więc
pierwszy tego wieczoru toast winem. Rozlałam całą butelkę na
trzy, więc potem zostaje nam tylko wódka. Mam nadzieję, że nie
spóźnimy się jutro do kościoła. – zaśmiała się i podała
Elenie i Bonnie kieliszek.
Blond wampirzyca
włączyła wieżę stereo, a dziewczyny jednym duszkiem opróżniły
kryształowe kieliszki.
Elena świetnie się
bawiła. Skakała i piła. Piła bardzo dużo. Dobrze, że domek, w
którym się bawiły, czyli letniskowy domek Bonnie znajdował się z
dala od ludzi, którym hałas mógłby się nie spodobać.
Nad ranem, całkowicie
pijana Elena wyszła przed dom, bo zrobiło jej się nie dobrze.
Zaraz za nią wybiegła Caroline. Elena popatrzyła na nią mętnym
wzrokiem i zwymiotowała, a blondyneczka podtrzymała jej włosy.
- Jeszcze jeden? –
zapytała wskazując na butelkę wódki, którą trzymała w ręce.
Elena uśmiechnęła się diabelsko i ocierając twarz mokrą
chusteczką weszła do domku, by tym razem upić się do
nieprzytomności.
W tym czasie Stefan
siedział w ciszy w swoim pokoju i przeglądał stare pamiętniki,
gdy nagle zawiał lekki wiaterek. Młody Salvatore nie przejął się
tym zbytnio, ale zamknął uchylone wcześniej okno. Wiatr jednak
zawiał raz jeszcze, chociaż nie miał prawa tego robić.
- Damon? – zapytał
Stefan, ale nikt się nie odezwał. – To ty? Wiem, że to Ty!
Chcesz się zemścić? Nienawidzisz mnie, bo Elena mnie kocha? Jutro
wezmę z nią ślub i będę dla niej lepszy. Ona się w Tobie
zakochała, ale to była tylko przelotna miłość, rozumiesz? Nie
spontaniczność z tobą jest jej pisana, a bezpieczeństwo ze mną.
Odejdź proszę… - Stefan skończył swój monolog, a wtedy
zauważył w drzwiach zarys postaci.
Postać wysunęła się
z cienie.
- Za bardzo was kocha,
by się na was mścić. – powiedziała Bonnie. – Może jednak
powinieneś dać jej jeszcze wybór?
- Jak… Ty… tu?
- Ciało astralne. –
odpowiedziała bez ogródek. – Więc?
- Elena sama wybrała.
- A miała inne
wyjście, skoro posłałeś go w diabły? – zapytała i zniknęła.
Elena obudziła się
na podłodze ze strasznym bólem głowy. Wokół leżały puste
butelki po wódce, potrzaskane kieliszki, a w kącie cicho grała
muzyka. Caroline leżała na kanapie z posklejanymi od jakiejś mazi
włosami, a na fotelu leżała Bonnie.
Gilbert spojrzała na
zegarek. Za cztery godziny miała brać ślub.
- Dziewczyny! –
krzyknęła i wstała gwałtownie, czego szybko pożałowała, bo
upadła z powodu strasznego bólu, gdzieś w mózgu.
Teraz podniosła się
wolniej, ale gdy tylko poczuła się pewnie uderzyła poduszką Caro,
a potem Bonn. Po drodze do łazienki, zahaczyła o stół i stłukła
butelkę po mocnym alkoholu.
- Co się dzieje? –
zapytała zaspana blondynka.
- Ślub! Za cztery
godziny biorę ślub! Musicie mi pomóc! – krzyczała Elena zza
drzwi toalety. – Dzwońcie po taksówkę i szybko do mnie!
- A Jeremy? –
zapytała ziewając Bonnie. – Może on po nas przyjedzie.
- Ktokolwiek! –
krzyknęła El.
- Cholera! Ile my
wczoraj wypiłyśmy? – zdziwiła się Caro, patrząc na ilość
pustych butelek. – Nic nie pamiętam.
- Ja pamiętam, że
Elena rzygała, a ty podtrzymywałaś jej włosy.
- Już nie bądź taka
mądra. – zawołała wampirzyca zakładając buta. – Pamiętasz
cokolwiek tylko dlatego, że odpuściłaś sobie ze trzy kolejki.
Bonnie wzruszyła
ramionami i wybrała numer do Jeremiego.
Po jakiś czterdziestu
minutach, wszyscy byli w domu Gilbertów, gdzie pierwsza do wanny
wbiegła Elena. Dokładnie się umyła, ogoliła nogi, pomalowała
paznokcie, a Caro pokręciła jej włosy i upięła w eleganckiego
koka, wypuszczając pejsa przy uchu.
Elena wyglądała w
tej fryzurze naprawdę ślicznie, ale czas się kurczył.
Caroline zmieniła się
z Bonnie, która wróciła spod prysznica i zabrała się dorobienia
Elenie makijażu.
Czas jednak szybko się
kurczył, a sukienka Eleny dalej wisiała w szafie. Pół godziny
przed ślubem, El dopiero zaczęła wkładać sukienkę, a sam dojazd
do kościoła miał zając jakieś czterdzieści minut, więc już
wiedziała, że się spóźni. Nie przejmowała się tym jednak. Dla
uproszczenia – nie przejmowała się niczym. Nie miała na to
czasu. Była tak zakręcona.
Caroline w kremowej
koronkowej sukience i czarnych szpilkach, w prostych włosach.
Bonnie w czerwonej
długiej sukni i czerwonymi szpilkami, z karbowanymi włosami.
Jeremy w garniturze.
Taki dorosły i odświętny. Już nie młodszy, głupszy brat, który
wciągał na boku. Dorosły mężczyzna. Oparcie dla siostry. A
jednak ten sam uśmiech, co dziesięć lat temu.
I w końcu Elena,
jeszcze Gilbert - noga na białej szpilce, skromna, ale jakże
urocza sukienka z lat dwudziestych i długi welon. Do tego klasyczny
bukiet.
Panna Młoda wsiadła
do czarnego samochodu Jeremiego, który przystrojony był białymi
kwiatkami, a obok niej usiadła świadek Caroline. Z przodu usiadł
drugi świadek – Bonnie, a szoferem był Jeremy.
Auto ruszyło, a
bardzo podekscytowana Caroline aż zapiszczała, klaszcząc w ręce.
- Tak się cieszę, że
moi najlepsi przyjaciele wezmą ślub. – zawołała blondynka, a
Elena zmarszczyła brwi i kładąc ręce na ustach Caro, uspokoiła
ją.
Sama się uspokoiła.
Emocje z niej opadły. Opuściła wir przygotowań i otrzeźwiała.
Uśmiechnęła się do siebie i odetchnęła.
- Nie, Caroline. –
oznajmiła wyjątkowo spokojnie. – Przepraszam was, ale pierwszy
raz w życiu wiem czego chcę. – zastanowiła się przez chwilkę.
– A raczej, czego nie chcę. – sprostowała.
Bonnie popatrzyła na
Jeremiego porozumiewawczo i nic się nie odzywali. Wiedzieli o tym
już od dawna, ale Caro była zbyt naiwna.
- Jesteś pewna?
- Niczego bardziej…
- zapewniła i chwilkę później samochód się zatrzymał.
Elena wyszła z niego
i wkroczyła do kościoła. Była już spóźniona i pierwsze co
zobaczyła to Stefan, który stał pod ołtarzem. Jej serce
zatrzymało się na chwilę i dopadły ją wyrzuty sumienia. W gardle
zrobiła się wielka gula, ale po chwili jakoś przełknęła ślinę.
Popatrzyła na gości
– większość to nastolatkowie z jej szkoły, a z rodziny to tylko
Jeremy. Jedyny kto jej pozostał. Jest jeszcze przyszywana ciocia,
czyli koleżanka jej mamy, ale nie mogła tu dotrzeć, ponieważ
wyjechała do Kanady. Wraca dopiero za miesiąc.
Elena straciła
odwagę, a jej nogi odmówiły posłuszeństwa – próbowała
ruszyć, ale nie mogła, a kiedy już to zrobiła, i tak były jak z
waty, a usta drżały. Oblał ją zimny pot i przeszły dreszcze, ale
doszła do niego i spojrzała prosto w oczy.
- Ja… - zaczęła
oddychając szybko, nierównomiernie. – Ja… Posłuchaj mnie…
Przepraszam… - jąkała się. – Nie… Chcę… - Elena
uśmiechała się nerwowo, a jej powieki i usta drżały jeszcze
mocniej. – Ja tylko… Nie kocham Cię… - wyznała, a potem
ogarnęła ją ciemność.
Obraz stawał się
coraz bardziej wyraźny, a dźwięki dochodzące z otoczenia coraz
głośniejsze.
- Matt? – wyszeptała
Elena, która obudziła się leżąc na ławce przed kościołem.
Matt był pierwszą osobą, którą zobaczyła. – Co się… stało?
– zapytała słabo.
Matt uśmiechnął się
do niej.
- Zemdlałaś i
wezwaliśmy pogotowie. Zaraz przyjadą. Jesteś przed kościołem. –
wytłumaczył jak najszybciej, by nie miała czasu się zestresować.
- Co ze… - nie
dokończyła, bo ktoś położył palec na jej ustach.
- Rozumiem. –
powiedział Stefan. – Nie przejmuj się mną. Walcz o siebie…
- Eleno, zaraz
pojedziemy do Meredith! – zawołała piszcząca Caroline.
- Bonnie – zawołała
Elena. – Zaopiekuj się Jerem.
Bonnie serio się
przeraziła, bo brzmiało to niemal jak pożegnanie, a na dodatek,
Elena znów zamknęła oczy i odpłynęła.
Matt wachlował ją
jakąś kartką, a swoim ciałem zastawiał jej twarz przed promykami
słońca. Mimo wszystko zachował zimną krew, a przecież ponad
miesiąc temu, prawie zginął z nią w wypadku. Ona jednak go
uratowała, narażając siebie. I wszystko co robiła przez tyle lat
sprawiało, że ją kochał. Niestety nie mogąc być z ukochaną,
jest przy niej, za co ona odwdzięcza się mu przyjaźnią i
uśmiechem.
Po chwili przyjechała
karetka z której wybiegła Meredith i zjawiając się koło Eleny
zbadała ją z niesamowitą precyzją i profesjonalizmem.
- Dobra, panowie –
zawołała do funkcjonariuszy. – Zabieramy ją do szpitala.
- Meredith! –
krzyknął Jeremy, podbiegając do niej i łapiąc ją za bark. –
Co z nią?
- Za dużo stresu i
przemęczenia. Przywieź jej jakieś ubrania i kosmetyczkę. Będzie
dobrze! – powiedziała klepiąc go po ramieniu.
Elena obudziła się w
sali szpitalnej. Leżała tam sama i ku jej zaskoczeniu, nikogo przy
niej nie było. Rozejrzała się powoli i czuła tylko silny ból
głowy.
- Elena. – zawołał
Jer, który właśnie wbiegł do pomieszczenia. – Jak się czujesz?
Panna Gilbert
podniosła się i sycząc złapała za głowę.
- Boli mnie ta
cholerna głowa. Co tam masz? – zapytała patrząc na reklamówkę,
którą brat trzymał w ręce.
- Szczoteczka do
zębów, pasta, ręcznik… To co stało na Twojej półce w łazience
i ubrania na wyjście.
- Dziękuję. A wiesz,
co mi jest?
Jeremy pokręcił
głową i w tym momencie otworzyły się drzwi i przyszła pani
doktor.
- Witamy
kontrowersyjną Elenę.
Elena uśmiechnęła
się.
- Tak o mnie mówią?
- W Mistic Falls nie
każdy rzuca swojego chłopaka przed ołtarzem i mówi, że go nie
kocha. Dla niektórych to lekko kontrowersyjne. – zaśmiała się.
– Ale koniec żartów, panno Gilbert! – zastrzegła siadając na
jej łóżku. – Pobraliśmy Ci krew i zrobiliśmy masę innych
badań. Jesteś przemęczona, zestresowana i źle się żywisz. Kiedy
wyjdziesz masz zacząć nowy etap, inaczej popadniesz w anoreksję i
depresję, a w Twoim wieku to naprawdę koszmarne wyniki.
- Obiecuję poprawę!
– powiedziała lekko przerażona Elena, kładąc jedną rękę na
serce, a drugą unosząc w powietrzu. – Nie wiedziałam, że jest
tak źle…
- Czas na zmiany,
panienko. Zostaniesz tu do jutra, ale jeśli coś przeskrobiesz to
zamknę Cię w izolatce i będę faszerowała chemią, aż
zmiękniesz!
- Nie będzie takiej
potrzeby. – zaśmiała się Elena.
Meredith wstała i
poprawiła kroplówkę.
- Mam nadzieję. –
rzekła wychodząc. Elena odwróciła głowę od brata, który
położył rękę na jej włosach i zaczął gładzić.
- Powiedz, że będzie
dobrze. – poprosiła El. - Że to nie moja wina. Że nie ma do
mnie żalu… - mówiła nieskładnie, ale kochany brat wiedział o
co chodzi. Był myślami dokładnie tam, gdzie ona.
- Oczywiście. Stefan
nie ma prawa mieć do Ciebie żalu, ani tym bardziej uznawać Cię za
winną. Jeśli ta jest, to skopie mu ten lalusiowaty tyłek. Grunt to
wiedzieć kiedy się wycofać i ty to wiedziałaś. Jesteś młoda i
masz czas na zabawę, imprezy, seks na tylnych siedzeniach samochodu,
a nie przyrządzanie krwi Stefanowi… Przepraszam, że tak mówię,
ale nie jestem jego fanem…
- W porządku. –
uśmiechnęła się Elena. – Mówisz to, co myślisz. Buziak! –
zawołała i pocałowała go w policzek. – Dziękuję, że jesteś,
ale obiecuję, że od jutra nie uronię łzy, a w naszym domu
urządzimy wielką imprezę i wszyscy będą się bawić. Bez łez,
bez żalu, bez wampirów…
- A Caroline?
- Ona się nie liczy.
Jest zbyt… Caroline. – zaśmiała się Elena. – Na pewno nam
pomoże.
Nazajutrz, Elena
Gilbert wyszła ze szpitala w eskorcie pięcioosobowej paczki, która
dbała, by nic jej się nie stało. W samochodzie Jeremiego jechali:
on, Matt, Elena, a u Tylera w aucie: on, Caro i Bonn. Wszyscy
zmierzali do domu Gilbertów.
- Matt, póki mamy
teraz chwilę. – zaczęła Elena. – Im nie mogę togo powiedzieć,
ale nie ufam Stefanowi. Mówię wam to, bo robi jakieś interesy z
Klausem… Znowu. Uważajcie na siebie. Tamta załoga ma się jak
bronić. My nie… - oznajmiła, a Matt popatrzył na nią czule i
kiwnął głową.
Potem jechali bez
słowa, a kiedy byli w domu, wypili herbatę, pośmiali się,
pogadali, obejrzeli jakąś komedię i rozeszli się do domu. Elena
poszła do swojego pokoju i wyjęła pamiętnik, w którym zaczęła
pisać:
Drogi Pamiętniku!
Wczoraj obudziłam
się dość późno i zaspałam na własny ślub ze Stefanem
Salvatore. Caro i Bonn bardzo mi pomogły w przygotowaniach…
Damon Salvatore
wyjechał miesiąc temu, zaraz po tym, jak uratował mnie z wypadku,
ale to już nie ma znaczenia. Jego już nie ma…
Weszłam do
kościoła i nie mogłam iść w jego kierunku… Kiedy doszłam
powiedziałam mu, że go nie kocha i zemdlałam. Obudziłam się w
szpitalu, a teraz… Dobę po tym wydarzeniu siedzę w pokoju i
uświadamiam sobie, że jego też już dla mnie nie ma…
Tak kończy się
historia Eleny i zakochanych w niej braciach Salvatore…
Kiedyś spotkam ich
na ulicy i machając uśmiechnę się, a w mojej głowie pojawią się
wszystkie wspólne momenty.
Wrócę do domu,
gdzie będzie czekać mój ludzki mąż i powiem mu, że jestem w
ciąży, ale nigdy nie zapomnę i nigdy nie przestanę kochać…
Elena Gilbert odłożyła
długopis, a pamiętnik schowała za obraz. Podeszła do okna i
usiadła na jego parapecie, bezmyślnie wpatrując się w ptaki i
szukając jednego – czarnego kruka.
-----------------------------------------------------
Cześć! Na początek chciałam przeprosić za to, że rozdział nie pojawił się 5 września, ale zapomniałam hasła i dopiero niedawno udało mi się go odzyskać. Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Trochę to zakręcone, ale nie bójcie się Damon i tak powróci. Długo przyjdzie czekać, ale obiecuję, że wam to wynagrodzę i będzie gorąco.
Komentujcie proszę i dzielcie się opiniami.
Pozdrawiam :**
B
świetny rozdział ! mam nadzieję ze w następnym rozdziale bd Damon !
OdpowiedzUsuńoh no i ze nie trzeba bd na niego czekać tak długo bo masz świetne pomysły życze weny !
Hej, blog bardzo mi się spodobał. Szczególnie jeden moment:
OdpowiedzUsuń" Tak kończy się historia Eleny i zakochanych w niej braciach Salvatore…
Kiedyś spotkam ich na ulicy i machając uśmiechnę się, a w mojej głowie pojawią się wszystkie wspólne momenty.
Wrócę do domu, gdzie będzie czekać mój ludzki mąż i powiem mu, że jestem w ciąży, ale nigdy nie zapomnę i nigdy nie przestanę kochać…" So epic. Masz talent i pomysł. Jak tylko przeczytałam, że Elka ma wyjść za Stefcia, to oplułam monitor. Na szczęście wszystko poszło inaczej :P Może i lubię Stefano, jednak Damon ;3 Czekam na nn i liczę, że szybko je dodasz. No i jeśli jesteś zainteresowana zapraszam do mnie na opowiadanie o Damonie, Stefanie i... NIEelenie. Mimo wszystko D rozwala system xd Zapraszam:
http://i-got-lost-on-my-way.blogspot.com/